sty 2014 14

Przeszedłem wczoraj To The Moon. Macie tu moją krótką opinię. Grę można w tej chwili dostać za grosze na https://www.humblebundle.com/, a jej przejście zajmuje jakieś 4 godziny (może 5, jeśli wolno czytacie).

To The Moon to ciekawa, poruszająca historia uwięziona w grze stworzonej w RPG Makerze. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie medium mniej odpowiedniego niż w ogóle jakakolwiek gra, a co dopiero tak przeciętna, jak ta. Długo byłem częścią sceny RPG Makera i rozumiem, jak mało elastycznym i niewygodnym jest silnikiem. Zapaleńcy bardzo często tworzyli skrypty (wcześniej tylko za pomocą klocków, w późniejszych używając języka programowania Ruby), dzięki którym na tym silniku można było tworzyć zręcznościowe minigierki i inne cuda, które mogły robić wrażenie na ludziach siedzących w tych klimatach. Ale kiedy ja byłem częścią tego community, nikt poważnie nie mówił, że w RPGM można stworzyć grę na najwyższym poziomie. RPGM to zabawka. I to widać po To The Moon.

Sama opowieść mnie wciągnęła i wzruszyła, chociaż czasem czułem się traktowany jak idiota, czego w sumie po grach się już zawsze spodziewam. Nieraz oglądałem jakąś ciekawą scenę, rozumiałem bez problemu jej przekaz, a zaraz potem bohaterowie tłumaczyli mi, co się właśnie wydarzyło. Pod koniec gry potrafiło to rujnować najwspanialsze chwile. Chociaż to nie jest to, co rujnowało je najbardziej.

Wszystko związane z gameplayem w To The Moon to po prostu mordęga. Podczas chodzenia strzałkami wpadamy na nieistniejące przeszkody, a wskazywanie kursorem działa koszmarnie, bo domyślnie RPG Maker nie ma czegoś takiego jak AI, ani często nie rozumie, gdzie podczas ruchu znajduje się kursor w odniesieniu do mapy. Nieliczne elementy zręcznościowe są zbędne, irytujące i nie służą grze w żaden sposób, poza tym, że przypominają ci o tym, że irytacja to prawdziwa emocja. W kółko poruszamy się po identycznych lokacjach, które nie wyróżniają się niczym od tych znanych ze SNESowych RPG-ów, które już wtedy mogły być uznane za nieciekawe (z małymi wyjątkami). Przez większość gry zadanie polega na łażeniu i klikaniu wszystkiego, co popadnie. W nagrodę dostajemy jedną, jedyną minigierkę logiczną, która ustępuje najgorszym darmowym DLC puzzlom z profesora Laytona.

To, że To The Moon jest grą, wyłącznie szkodzi wspaniałej, acz nieco czasem zbyt łopatami wykładanej historii. To The Moon mogłoby być niezapomnianym filmem, podcastem, audycją, balladą. Nie powiem o książce ani komiksie, bo muzyka jest też bardzo istotnym elementem opowieści. Ale tak naprawdę właściwie każde medium byłoby tu lepszym wyborem. A to, że growość gry jest jej największą przeszkodą, czyni z niej ZŁĄ GRĘ.

4 komentarze

  1. chytry pisze:

    rojo i tak płakał

  2. Wookie pisze:

    Widzę mój komentarz w jakiś dziwny sposób zniknął. Dem słabo, bardzo słabo…

  3. Johnnsky pisze:

    A teraz przyznaj się z ręką na sercu… PŁAKAŁEŚ ?

  4. Gruby pisze:

    Podczas grania w To The Moon raczej nie zdarzało mi sie nawet pomyśleć o gameplayu, bo zdawałem sobie sprawe, że nie o to tu chodzi. A co do historii, to za każdym razem jak sobie ją przypomne to mi się łezka w oku kręci :’)
    Fajnie by było zapomnieć o całej fabule, żeby móc w to zagrać jeszcze raz z taką samą przyjemnością.

Napisz komentarz