Dubbing – cichy morderca
lut 2013 04

Postanowiłem poukładać sobie myśli w głowie. Okazuje się, że najlepiej to wychodzi, kiedy coś popiszę. Więc będzie taki mały strumień myśli – to, co chcę przekazać prawdopodobnie zmieni się w trakcie pisania tekstu. Pchnęła mnie do tego wizyta w domu rodzinnym, gdzie młodszy brat oglądał Cartoon Network i inne kanały kreskówkowe. Pierwszy raz miałem okazję trochę dłużej posiedzieć i posłuchać fantastycznych seriali w polskiej wersji językowej.

I teraz, w końcu, bardziej niż kiedykolwiek widać brutalny gwałt popełniany przez zabójczą maszynę dubbingu. Nie, żeby to ją miało zatrzymać. Dopóki większość nie zna innej wersji niż polska, nikt nie widzi problemu. A nie da się im pokazać angielskiej. Część ma już przeprane mózgi. Reszta nie rozumie nic w mowie hamburgerowych aniołów, więc ma wyjebane.

Więc piszę to po to, żebyśmy w parę osób mogli popotakiwać, poklepać się trochę po pleckach. My wiemy. My widzimy reżim od zewnątrz tak samo mocno, jak Jonasz widział od wewnątrz rybę, która go zeżarła, lol jestem już poetą nawiązuję do biblii.

MADGONALDS TV

Okej, to może wyjaśnię dokładniej o czym mówię, bo się jeszcze okaże, że mnie jakieś syfilisy będą klepać po pleckach. Chodzi o to, że wszystko wychodzi identyczne. Obejrzyjcie Regular Show, Adventure Time czy Fineasza i Ferba w oryginale. Każdy serial ma swoje tempo i swój własny feel, nie wspominając już o stałej, małej ekipie aktorów pracujących przy danym serialu. To są serie typowo autorskie. Nie tylko produkty (choć rzecz jasna musiały być sprzedajnymi produktami, żeby firma je wzięła), ale też małe wizje. Każdy z twórców wyżej wymienionych tworów miał własny obraz wymarzonego serialu, który ukształtował im się lata przed tym, jak zobaczyliśmy go na ekranie.
Wiecie, że Povenmire spędził 15 lat próbując sprzedać Fineasza i Ferba do jakiejś stacji?

A Nickelodeon odrzucił Adventure Time, mimo ogromnej popularności odcinka pilotażowego na youtube? Pendleton Ward się nie poddał i wywalczył miejsce w Cartoon Network.

Zaś Quintel poniekąd zaczął swoje Regular Show w 2005 (jeszcze jeden short jest, z Popsem):

Gość stworzył postać Mordecai’a z samego siebie i sam podkłada mu głos.

To jest zupełnie ignorowane w pracy w dubbingu. Trudno, żeby pracę poniekąd odtwórczą wykonywali ludzie lepsi od twórców, ale to nie zmienia faktu, że twory są deptane. W każdym serialu inaczej jest budowane napięcie, a aktorzy akcentują inne słowa. Czasem dla komizmu, czasem dla klimatu. W Adventure Time często humor jest dość abstrakcyjny albo polega np. na wypowiadaniu neutralnej kwestii w kompletnie nie pasującej sytuacji. Regular Show idzie zawsze pewnym schematem – zaczyna od cichego i dość pustego otoczenia. Zwykli goście robią zwykłe rzeczy, opieprzają się. A potem nagle mamy przeskok w czeluści piekielne i kompletnie zmienia się tempo wydarzeń.

W polskiej wersji wszyscy po prostu drą mordę. Dubbingi brzmią jak pieprzone reklamy, głosy krzyczą, twardo akcentują, wygłaszają wyraźnie wszystkie kwestie, jakby były istotne. Zawsze muszą mieć silnie nacechowane celowością wypowiedzi, mimo że kupa humoru współczesnych kreskówek ma bardzo deadpanową gadkę i zaangażowanie w głosie to psuje. Czemu wszystko, co nie jest stworzone dla 5-latków, wydziera się w ekran jak porąbane? Nawet nie słychać często muzyki i efektów dźwiękowych. Nie mówię o samej treści tłumaczeń, wykonywanych przez panią Zosię anglistkę z podstawówki, która uwielbia oglądać z dziećmi Przygody Niesfornego Zbysia, chociaż to też jest rzecz jasna problemem. Do tego tłumacze najwyraźniej nie pracują w ogóle z reżyserami dubbingu, przez co często robią się kwiatki i kwestie, które trzeba przycinać lub wydłużać takim gównianym „taaak” albo „cooo” na końcu, rodem z teatru improwizacji dzieci upośledzonych.

ilus1

Co się dzieje, seryjnie?

Ameryki nie odkrywam tutaj.

Główną przyczyną wszystkich problemów jest liczba serii do tłumaczenia i potrzeba/chęć cięcia kosztów zarówno przez dystrybutora, jak i studio. Największy obecny błąd polskich dystrybutorów i studiów dubbingowych to traktowanie każdego serialu tak samo. Jasne, jest kupa papkowych, badziewnych fillerowych seriali, które są jakimiś zlepkami sitcomu i slapsticku rodem z lat 90-tych, w których różnica jest niewielka, bo zarówno za oceanem, jak i tutaj, wszystko przechodzi przez bezduszne maszynki.

Ale czasem powstaje coś dobrego i ktoś mógłby to wyłapać. Wyłożyć kasę na stół, pozwolić na eksperyment. Dlaczego? Bo lud zauważy, wbrew pozorom. Zauważył w Muminkach, zauważył w Shreku. Polski Johnny Bravo był zabawniejszy od oryginału (choć już cierpiał trochę na wydrzymordek, tłumaczenie było bardzo fajne). Tak samo Świat Według Ludwiczka, który dzięki tłumaczeniu stał się kultowym serialem u nas.

Niektóre z wymienionych wyżej już były typowo taśmowo tłumaczone, bo trza było kupę seriali przetłumaczyć na start kreskówkowych stacji w Polsce. Nie wiem, czy te wymienione dostały innych tłumaczy, lepszy budżet, czy może po prostu chwilowo nie znudzoną dubbingiem ekipę.

ilus2

EJ GRAVITY FALLS JEST Z DEKA JAK SKUBI DU, NIECH KUDŁATY BEDZIE GŁÓWNYM BOHATEREM

Może nawet niektóre z powyższych nie brzmią już dobrze. Może nie byliśmy jeszcze kompletnie znudzeni tymi samymi głosami w kółko, a teraz włączymy i poczujemy. Nie można zyskiwać różnych „feeli” seriali stosując do każdego tę samą radosną ekipę, nie wiem, 20 osób. Z całym szacunkiem, ale już bym wolał usłyszeć naturszyków z ulicy. Poważnie. Jak nie chcecie z ulicy, to bierzcie najlepszych z Ukrytych Prawd itd. Bo jest kilka osób z łbem na karku. Może nie brzmią telewizyjnie, ale oryginalny Mordecai też brzmi jak koleś z ulicy i to jego czar.

Brałem udział przez pół roku w zajęciach z dubbingu. Po ogarnięciu kilku technicznych rzeczy, każdy może to robić, wystarczy ciekawy głos i umiejętność akcentowania wyrazów. No i reżyser, który się nie boi innych melodii niż ta stale grana do każdego serialu. A tak, i musi mieć jeszcze cierpliwość i więcej kasy. Nowi popełniają błędy.

„To weź zrób coś, Dębski! Zróbmy petycję, man!”

Okej, tak na serio, to… Nie ma po co. To wszystko, co mówię wyżej, przeszkadza maksymalnie 1% ludzi (chociaż w necie jest ich więcej). Nie ma co oszukiwać i walczyć o lepszy świat, którego nikt nie potrzebuje. Dystrybutorzy nie chcą długoletnich rzeczy, nie chcą sprzedawać nostalgicznych DVD za 10 lat. Chcą wypuścić coś, zarobić na reklamach i za miesiąc startować z kolejnym serialem. A po co studia dubbingowe mają coś zmieniać? Utrzymują się, dystrybutorzy do nich wracają, bo nikt nie oczekuje niczego więcej.

Trzeba pozwolić piekarzom piec gówniane kajzerki, skoro wszyscy je tak uwielbiają. My przełączajmy ustawienia w swoich telewizjach cyfrowych na produkty pełnoziarniste, zamawiajmy lecznicze chleby z zagranicy i załatwiajmy sobie Netflix na lewo*.

 

*Tak, w ostatniej części zdania porzuciłem porównanie z pieczywem. Taki jestem. Co bym tam wstawił? Chlebflix?

94 komentarze

  1. LiAlH4 pisze:

    Zgadzam się, że dubbing to zło, ale jest wyjątek – Johnny Bravo w polskiej wersji językowej miażdży :)

  2. Nancy pisze:

    Ja „Porę na przygodę” wolę z polskim dubbingiem, ale czasem niefajnie się patrzy na słabą improwizację w miejscu gdzie był jakiś nieprzetłumaczalny żart. W sumie w polskim dubbingu przeszkadza mi to, że w każdej kreskówce znajdę kogoś z innej i koleś mówi głosem Spongeboba i Finn mówi głosem jakiegoś misia… z resztą i tak najlepszy dubbing robi klocuch… dubling…

  3. Bujda pisze:

    Miło jest przekonać się, że jest więcej ogarniętych w temacie osób, którym się to nie podoba. Ostatnia część Twojego tekstu pokazuje jednak przykrą naturę tego problemu. Nic nikogo nie obchodzą jęki garstki osób, która, nawet gdyby kondycja dubbingu w nowych serialach się polepszyła, i tak będzie oglądać je w oryginale. Fajnie jest pokazać co nas boli, ale obawiam się dalsza dyskusja jest w tej kwestii bezcelowa.

  4. Harem pisze:

    Hmm… Nie spodziewałem się takiej dawki textu, a na komórce to wygląda na jeszcze dłurzsze, ale strasznie dobrze sie czyta. Masz talent pisarski, weź może napisz coś konkretnego i wydaj ?

  5. Dębski pisze:

    Jesteś gupi Dębski, nie jesteś już śmieszny tylko gupi jak gupek, i nie umiesz muwić, pisać i w ogóle gupi jesteś, czytasz listy co jest gupie , jak ty, i twoi widzowie. Pozdrawiam cię ^^.

  6. Saori pisze:

    Do dobra… A według Was jaki powinien być głos lektora?

    Popieram kolegów wyżej: Pingwiny z Madagaskaru mają świetny polski dubbing.

  7. irokez pisze:

    Z dubbingiem który „dostał szanse”, takim jak w Szreku jest mały problem, otóż trzeba uważać żeby nie przesadzić. Tłumaczenia i dubbing to niedoceniana i bardzo subtelna sztuka w której bardzo ważne jest wyznaczanie granic. Ze Szrekiem udało sie tylko w 1 części, a mankament który pogrzebał pozostałe był prosty: Tłumacz uwierzył że jest zabawniejszy niż twórcy. I nie zrozumcie mnie źle, uważam że Wierzbięta to świetny tłumacz, ale jak sie później okazało (w osobistej opinii oczywiście) to właśnie pogrzebało późniejsze części. Tego typu zabiegi powinny sprawdzać się i być wykorzystywane właśnie w krótkim, telewizyjnym metrażu, czego przykładem włąsnie mogą być wspomniane już Pingwiny.

    Dla mnie niedoścignionym wzorem w tłumaczeniu i dubbingu na potrzeby kreskówki wciąż są, i to sie chyba już nie zmieni, Strażnicy Czasu. Idealne wyważenie między dowcipem autorskim a dowcipem tłumacza, żonglerka językową i reżyserią dubbingu.

    A co do reszty tłumaczeń to z ostatnio zaobserwowanych, Gravity Falls zostało dosłownie zarżnięte, zamordowane i wypatroszone w polskiej wersji językowej. Z tym że tutaj wiedziałem że nie podołają. Przy tak zaawansowanych żartach w oryginale, niemożliwym jest to przełożyć w zbliżonym chociaż poziomie.

    ps. jajko.

  8. Franklin pisze:

    Nom. Nom, nom, nom. Właśnie takie słowa towarzyszyły mi przy czytaniu :) Dem! Nie słuchałem większości z tych oryginalnych wersji, ale jak zobaczyłem tego shorta, to muszą być naprawdę niezłe. Otwierasz oczy na nowy świat. Dzienks, man.

  9. blaa.Bl pisze:

    Zdubbingowany south park – o la boga ;_;-

  10. gurtos pisze:

    Ja chciałem tylko napisać, że fajno by było, gdybyś częściej robił rzeczy związane z kreskówkami.

    Słyszałeś, że powstają nowe Atomówki?!

  11. Kielon pisze:

    Witam wszystkich. Jako przyszly tłumacz mający co nieco pojęcia o tym jak wygląda praca translatora wypowiem się. Oglądam od czasu do czasu kreskówki. Racja, większość tłumaczeń jest biednych. Ale to dlatego, że tłumaczowi daje się najczęściej tylko skrypt, bez możliwości obejrzenia odcinka. Do tego dochodzi hardkorowy deadline i masa innych rzeczy do przetłumaczenia. W ramach ćwiczeń tłumaczyliśmy fragmenty zwykłych telenoweli. Nawet nie wiecie jak można się napocić tłumacząc zwykłe tasiemcowe dialogi, żeby oddać sens tak, żeby docelowy odbiorca zrozumiał o co chodzi. Do tego dochodzi skomplikowana polska stylistyka. Poza tym do tłumaczenia kreskówek nie trzeba mieć żadnych uprawnień. To nie są teksty budowlane, medyczne czy prawnicze wymagające gruntownej wiedzy i doświadczenia. Dlatego też nie wynajmuje się do tego tłumaczy przysięgłych, których usługi są drogie. Każdy może być tłumaczem czegokolwiek, nawet zasad bezpieczeństwa korzystania z bomby atomowej jeżeli to przetłumaczy jako beletrystykę. Muszę bronić honoru kolegów po fachu. Po prostu natłok pracy, olewactwo „z góry” i dawanie wyłącznie skryptów sprawia, że wygląda to jak wygląda. Ponadto często zleceniodawca wymaga, żeby tekst docelowy (w tym wypadku polski) stanowił np. 70% tekstu oryginalnego. Biorąc pod uwagę fakt, że język polski wymaga większej ilości słów do określenia pewnych rzeczy od języka angielskiego, potrzeba zawarcia najistotniejszych kwestii, aby tekst w podpisach nie był długi na dwie linijki, bądź, żeby lektor nie zapierdzielał ze słowotokiem sprawia, że tłumaczenia kreskówek lub gier są najczęściej określane jako słabe. Niestety wszystkim rządzi pieniądz i każdy chce zrobić coś szybko, zarobić pieniądze i zająć się czymś innym. Należy też pamiętać, że KAŻDE tłumaczenie jest zarówno dobre jak i złe. Nie da się przetłumaczyć wszystkich aspektów tekstu oryginalnego. Tłumaczenie może być co najwyżej niedokładne lub mogą występować przekłamania.

    • tAtoBa pisze:

      Jako były (aczkolwiek nie powiedziawszy ostatniego słowa) tłumacz stwierdzam, że najważniejszy jest talent i praktyka – większości dialogistów talentu niestety brakuje. A ci, którzy go mają, są tłamszeni przez zleceniodawcę, który zabrania używać słowa „wow” w dialogach (autentyk!).

      A co do tłumaczenia pod lektora i napisy to wiadoma rzecz, że to zawsze jest przeżuty i wypluty skrótowiec, dlatego lektora się nie tyka a napisy wcale idealne nie są.

    • tAtoBa pisze:

      I jeszcze jedno:

      > Ale to dlatego, że tłumaczowi daje się najczęściej tylko skrypt, bez możliwości obejrzenia odcinka.

      Gdzieś ty pracował :O U mnie co prawda liczyli na to, że sobie sam w sieci znajdę (tak szybciej), ale w innym przypadku miałem na FTP cały sezon serialu podczas gdy w amerykańskiej TV byli na 1/3.

  12. nochybaty pisze:

    Osoba która oglądała oryginały i tak przy nich zostanie, a zadowalający dubbing swoje kosztuje. Jednak dla mnie Jake po polsku nadal jest Jake’iem.
    W RS coś poszło bardzo nie tak.

  13. kojot pisze:

    Dębski, ogarnij się. Bajki to powinieneś skończyć oglądać 20 lat temu.

    • bizun pisze:

      wbij sobie:
      animacje ≠ bajki

      • Kurak pisze:

        A jak jest różnica między nimi, jeśli nie chodzi ci o gatunek literacki?

        • jeremi360 pisze:

          oberzyj anime hellsing to pogadamy

          • Kurak pisze:

            Widziałem, ale wydawało mi się, że nie jest to o różnicach między bajkami, a animacjami. „Kot Fritz” z tego co pamiętam też nie. I nadal nie rozumiem dlaczego Gravity Falls, czy Adventure Time nie jest bajką, skoro to krótkie animacje z morałem, zazwyczaj.

        • bizun pisze:

          obczaj najpierw „kota fritza” a potem „Wernera Beinharta” ale w oryginalnych językach i najlepiej w kinie.
          (hint for mentally handicaped: see R for „Rating”)

      • kojot pisze:

        Ok, z dokładnością do poprawności językowej cała reszta się zgadza. Rozumiem że ktoś może nadal czytać sobie do snu Kopciuszka, ale niech nie nazywa tego rozrywką dla dorosłych.

  14. Rafez pisze:

    Demie, nie zapominaj o „Owcy w Wielkim Mieście”. Tam też wprawdzie trochę się darli, ale nie odbiegało to od oryginału. A polskie tłumaczenie było genialne.

    • Dem pisze:

      To prawda! Owca była niesamowita w polskiej wersji. A mieli w cholerę trudnych zadań tam. Może to ich pchnęło do walki. Bardzo mi się podobał np. Private Public zrobiony na Szeregowego Równoległego.

  15. bizun pisze:

    Rekord niskiego budżetu tłumaczeń pobiła firma rąbiąca dla BBC/CeeBeeBies… „Ależ Mufinko! Wyglądasz jak tył konika!”
    seriale są zryte, a film po polskim dubbingu to zupełnie inny film.

  16. Kurak pisze:

    Pierdolenie. Nie żebym wiedział dużo na ten temat, bo raczej nie oglądam telewizji, ale nie słyszałem jeszcze, żeby jakieś dziecko narzekało na dubbing w kreskówkach. Mi też nigdy nie przeszkadzał, gdy byłem młodszy. Kiedy człowiek jest na tyle ogarnięty, by w pełni docenić filmy animowane, to korzysta z dobrodziejstw internetu i nie ma problemu, bo może wybrać między oryginalną wersją, a dubbingiem, który w Polsce często trzyma zadowalający poziom. Nie dość, że nie będzie musiał męczyć się z paratłumaczem, to jeszcze język podszkoli i będzie mógł oglądać co chce, kiedy chce.

    • tAtoBa pisze:

      CN w TV cyfrowej ma opcję dźwięku angielskiego, baj za łej.

    • none pisze:

      No ale o to właśnie podejście chodzi – „animacja jest dla bachorów, a dzieciaki łykną wszystko, więc nie musimy się starać”. A przecież mogliby zdobyć nowy, starszy target – który swoją drogą był docelowy właśnie dla tych nowych produkcji CN.

      A aktorzy dubbingowi może i trzymają poziom – tyle, że policzyć ich można na palcach jednej ręki (a każdy robi góra 3-4 różne głosy) i słychać to boleśnie kiedy się ogląda na przykład kilka seriali pod rząd. Absolutnie nie było tak w produkcjach nadawanych w latach 90.

  17. Daru pisze:

    „EJ GRAVITY FALLS JEST Z DEKA JAK SKUBI DU, NIECH KUDŁATY BEDZIE GŁÓWNYM BOHATEREM” <- HAHAHAHAHHAHAHAH, mylisz Pawła Ciołkosza z Jackiem Bończykiem.

  18. tAtoBa pisze:

    Demie, demie, z lekka pierdolisz. Z lekka. Ale do rzeczy.

    Weźmy pod lupę CN, bo widzę, że to tematy ci bliskie. Obecnie robią dla nich trzy studia, z czego jedno prawie nic, bo robią dla Boomeranga głównie nowe dubbingi starych klasyków. Jedno z tych studiów (Sonica) odpowiada za IMO całkiem udane Adventure Time i niezbyt śmieszny Regular Show, drugie niestety dostało m.in. nowe tytuły DC Animation i w różnym stopniu je zarzyna. Tyle faktów. Prawda jest jednak taka, że wiele z tych dubbingów robione jest taśmowo (szczególnie słynie z tego SDI, czyli to drugie studio) i o ile aktorzy mają możliwości, to dialogiści często nie robią reserczu i pieprzą trzy po trzy a reżyserowi się nie chce ani tego poprowadzić, ani zadbać, by postać mówiła tym samym głosem za trzy odcinki. W Young Justice Zielona Strzała i Flash mają na ten przykład inne głosy w odcinkach, gdzie występują bez maski, bo reżyser nie ogarnia. Drugą kwestią jest też to, że w dubbingu zazwyczaj jest jakaś „góra”, która produkt ocenia i akceptuje – lub nie, i może wkurwiona kazać robić od nowa bo gówno wyszło. Nie robią tego. Jedynym wyjątkiem jest pierwszy sezon Transformers Prime, gdzie z Unicrona zrobiono Jednorożca, ale w powtórce to poprawiono (chociaż w kilku kwestiach zostało po staremu). Nikomu „na górze” na tym nie zależy. Tak jak nie zależy, by tłumaczenie było spójne a aktorzy wracali do swoich ról. Może te słabe wersje to powód, dla którego ani Regular Show ani Adventure Time nie kręci mnie na tyle, żeby z własnej woli to oglądać. Ot, spojrzę czasem, pośmieję się, wyłączę.

    Ale dzieciakom się podoba. I o to chodzi. I nieznającemu oryginału też się zwykle podoba, nawet jeśli coś tam traci, to jeśli najpierw się zetknął z dubbingiem i taką wersję polubił, to oryginał nie zachwyci. Nawet jeśli w Fineaszu i Ferbie część żartów zginie, część odwołań w Kucach – to piosenki zazwyczaj wychodzą zajebiście, aktorzy czują postać i jest faza. I rośnie fandom. Bo tych, co wychowali się na brytyjskim CN nie ma tak dużo jak tych, którzy pamiętają Gargamela Drzewicza czy Dextera Wizmur.

    Bo generalnie nasz dubbing stoi na dość wysokim poziomie. Ma jednak pewne problemy, z którymi trzeba walczyć, żeby ten poziom nie leciał w dół. Jednym z tych problemów jest gówniany lektor, który przyzwyczaja widza do bylejakości aż tak, że gdy słyszy coś ponadprzeciętnego, reaguje agresją i obrzydzeniem. Jakiś syndrom sztokholmski normalnie.

    • Smutek pisze:

      Zgadzam się ze wszystkim. Do tego dodam jeszcze, że w takiej np. portugalii (a powiedział mi to mój bliski przyjaciel który się tam wychował) często jeden aktor podkłada głos paru osobom w jednej kreskówce. No i tutaj polski przykładzik spieprzenia: Wróżkowie Chrzestni.Pierwsza seria odcinków to cudo, świetne tłumaczenie i głosy, doskonałość. A potem nagle druga seria i wszystko inne. Nawet nie zadawali sobie trudu tłumaczenia piosenek. I już myślałam, że będę musiała zaprzestać oglądania (bo w angielskiej wersji główny bohater to najgorszy głos na świecie), aż skapnęłam się że w następnej serii znów głosy z pierwszej. I miało to chyba coś wspólnego z tym, że ta druga seria była produkowana dla innego głównie kanału. Tłumaczenie natomiast jest już materiałem na osobną dyskusję. Raz tłumaczenie imion i nazw własnych, raz nie. Do tego dosłowne tłumaczenie żartu, no i odnoszenie się do rzeczy znanych tylko ameryce.

      • tAtoBa pisze:

        Tak, drugą serię robił sobie niszowy kanalik w studiu z Łodzi a DC tylko ten dub tanio odkupił. W sumie tamte głosy nie były takie złe, ale było ich stanowczo za mało, tłumaczenie kulało, no i wspomniany brak piosenek. Kiedy Nickelodeon zabrał się za dalsze odcinki, wziął studio, które zrobiło pierwsze kilka dla DC; zaś DC jakiś czas temu wrócił do odcinków między tymi z Łodzi a tymi z Nicka i dał studiu SDI (które robiło większą część tych wcześniejszych) i tu też dali te „poprawne” głosy, ale zapomnieli przekleić polską czołówkę. Ups.

      • jeremi360 pisze:

        W Polsce też jest taki przypadek do wszystkich tworów animowanych git produkcji głos podkłada ten sam człowiek.

  19. Dobry Robot pisze:

    Może zrecenzuj Hobbita z dubbingiem? Gandalf mówiący głosem Obelixa to jest to! (chociaż w sumie to może być i głos Sarevoka z Baldur’s Gate)

  20. paula pisze:

    Cały czar pryska kiedy ogląda sie kreskówki z lektorem. Zobaczcie chociażby co comedy central zrobiło z 15 sezonem ,,south park”. Takiego głosu jak np. Cartmana czy Buttersa nie da się żadnym innym zastąpić. Ale jak widać comedy central ma to gdzieś, puszczą jedynie taką wersje żeby więcej ,,fanów” nie musiało czytać napisów. Nic z tym nie zrobimy.

    • Dem pisze:

      co do dubbingu south parku to wyglada jakby wzieli fanow pierwszego sezonu, zeby robili pietnasty :D.

      • BV pisze:

        Mnie się tam podoba dubbing 15. sezonu, ale może dlatego, że widziałem tłumaczenie pierwszego i wiem, że można było bardziej spaprać.

    • tAtoBa pisze:

      „Fani” oglądają sobie w necie i TV im niepotrzebna. A że lektor to gówno wiemy już z odcinka „Ogarnij się”.

      A South Park z dubbingiem brzmi nieźle, ale ja tam nie jestem tró fanem to co ja tam wiem.

  21. fafik pisze:

    Pingwiny z madagaskaru wg mnie sa calkiem niezle dubbingowane :-)
    …ale to to wyjatek. Ogolnie zgadzam sie z trescia artykulu…brak nam jeszcze tego zeby zaczeli dubbingowac klasyczne anime…

  22. Qrix pisze:

    W niektórych krajach mają gorzej: http://xn--2da.tk/chlopaki-nie-placza-po-wegiersku

    Dlatego wolę napisy lub lektora.

    • tAtoBa pisze:

      W większości krajów jest lepiej, bo nie ma lektora. Nawet poprawnie wykonany lektor jest gorszy od słabego dubbingu. Zawsze.

  23. radziosław pisze:

    PS. A odcinek „Picture this” Fineasza i Ferba jest nieprzetłumaczalny.

  24. Turpi pisze:

    Dank u wel Demie. Uwielbiam te zgrabne teksty które tu czasem wrzucasz. Bo rzadko w necie mogę się jarać tym jak bardzo ktoś ma rację, gdyż najwięcej mają do powiedzenia debile.

    Btw. dzięki za wspomnienie w którymś filmiku a animowanej serii Avatar, obejrzałem – spoko.

    A dlaczego tak klepię po pleckach? W jakimś pisemku dla dam leciwych, przeczytałem esej o tym, że w internetach jest za dużo haterów. Także postanowiłem zostawić tu słowa uznania.

  25. KAŻUAL pisze:

    Moim zdaniem Fineasz i Ferb po polsku też bawią i są dobre, ale moge sie nei znać ;_;

  26. Smutek pisze:

    Zawiodłam się Demie. Ja znam to zjawisko, ale przykłady które podałeś nie są zbyt dobre. Jedno znać angielski, a drugie co autor miał na myśli. Regular Show akurat nie ma zbyt dobrych głosów. MOŻE Adventure time. W Phineas i Ferb głosy nie są wcale takie złe, poza doktorem Doofenshmirtzem. Spongebob jest beznadziejnie przedubbingowany, ale to nie jest nic dziwnego, bo tamte głosy są wyjątkowo amerykańskie, a główny bohater ma specyficzny głos, który w języku polskim by tak nie działał.

  27. hajducek pisze:

    Ogarnięte rzeczy prawisz Demie. Od dłuższego czasu przykuwam większą uwagę do dubbingów i tłumaczeń. Po za wypłycaniem ogólnego feelingu strasznie wkurwia (bo nie denerwuje) to wycinanie kwestii/scen. Często też w wersji polskiej dajmy na to 2 zdania są zamieniane na jedno – bo po co szukać lepszego tłumaczenia danej kwestii? Czas musi się zgadzać!

    Lekcja na dziś: człowiek ogarnięty zna język hameryki na poziomie choć podstawowym i zrozumienie prostej kreskówki nie jest niczym trudnym. I tak niech zostanie.

  28. jagodowyhamak pisze:

    jednym z lepszych były niemieckie problemy.

  29. Suchy pisze:

    Nowy kontent do analizy, dubbingowany South Park od sezonu 15: http://www.comedycentral.pl/programy/471-miasteczko-south-park

  30. radziosław pisze:

    Panie Dębski, doskonale Pana rozumiem!
    Jako, że sam jestem niepoprawnym fanem Fineasza i Ferba, Adventure Time i Regular Show nie mogę zdzierżyć ich polskich wersji. Większość z odcinków mam mocno wrytą w pamięć więc często mnie aż wykrzywia słysząc kwestie wypowiedziane w taki sposób, że scena traci sens/humor/puentę/subtelność. Dobieranie aktorów, którzy ani razu nie widzieli oryginału i przychodzą do studia byle żeby odbębnić robotę rani moje biedne, sfrustrowane serce. Brak tego czegoś, takiej drobnej „wyjebki”, zżycia się z postacią, rozluźnienia i czerpania frajdy ze swojej pracy.

  31. ichigobunneh pisze:

    Myślę że masz dużo racji w tym co piszesz, wiele jest rzeczy które możnaby było zmienić ale po co – skoro wystarczająco kasy i sławy ktoś na tym zdobywa, a ludzie i tak zeżrą co im się poda i nawet jak im to nie do końca pasuje to mają to gdzieś. Bo mało osób zwraca w ogóle uwagę na rzeczy takie jak dubbing czy tłumaczenie – ” Jest po polsku to dobrze, oglądamy”, nikogo to nawet nie obchodzi że”pani Zosia anglistka z podstawówki” czasem całkowicie gubi sens jaki był zawarty w oryginale. Ale co z tego, przecie rozumię!

  32. Rozpu pisze:

    Adventure time i fineasz i ferb maja moze w polskiej wersji słabszy dubbing, ale i tak ma sie wrazenie, ze lepiej zagrany niz reszta bajek.

  33. twarzyniemam pisze:

    Dobrze gada, wiwat Dębski. Nie znoszę Dubbingu, fajnie spolszczone animacje można policzyć na palcach dwóch rąk. Między innymi dlatego przestałem też oglądać telewizję. Wolę obejrzeć film z napisami na kompie i słyszeć cały warsztat aktorski w oryginalnym języku niż umierać na uszy przez tragiczne tłumaczenia pani Aliny pozbawiającej konkretnych sytuacji całego komizmu.

  34. Mtik pisze:

    W Edkach dubbing też był na niezłym poziomie. Chyba.

    • Dem pisze:

      Tak, bardzo OK, ale nadal wysiorbał trochę klimatu. W oryginale głosy są jakieś wytłumione i jakby zniekształcone jak sama kreskówka (zwłaszcza Edd, Eddy, Rolf czy Jimmy).

      • Maniek pisze:

        zdarzało się, że w Edkach głosy się mieszały :/

      • Mtik pisze:

        Dzięki za odpowiedź.
        Hmm, ja CN’owe kreskówki oglądam tylko w wersji polskiej, bo z reguły robię to tylko gdy pilnuję młodszego rodzeństwa – wiadomo, dzieciaki nie zrozumieją angielskiego a poza tym ja w ich wieku „klasyki” również ogarniałem tylko po polsku. Ale na pewno zerknę na oryginalne głosy, skoro Twoim zdaniem jest aż tak dramatyczna różnica.

  35. Pafcio pisze:

    Chcialem tylko niesmialo powiedziec ze uwazam dubbing w Adventure Time za udany :D

    http://cdn.memegenerator.net/instances/400x/22218435.jpg

  36. Makabra pisze:

    Nie do końca się zgadzam z tym że to wina kosztów/ilości kreskówek itp.
    Bardziej wydaje mi się że u nas kreskówka to wciąż tylko towar dla kogoś max 12 lat, a takie podejście to robienie fuszerki, „bo dzieci i tak wszystko łykną”

  37. Rozpu pisze:

    Uważam, że jestem bardzo utalentowany i kiedyś bez brania kasy zagram w jakiejś bajce i ludzie mnie pokochają, a potem za żadne skarby nie zgodze sie na więcej i będą gorzko płakac i wzdychać zębami. Jak nie wierzysz, to se luknij choćby tutaj: http://www.youtube.com/watch?v=Wc5O3_nvZKI
    Gram wszystkie postacie.

  38. Pani Cukier pisze:

    Dem, szacun! Ogarnięty tekst!

  39. Oldża pisze:

    Nigdy nie oglądałam kreskówek, które wymieniłeś(na serio), ale teraz, po przeczytaniu na pewno to zrobię i nie będzie to wersja z polskim dubbingiem… ;P

    Co do samych tłumaczeń to strasznie się to rzuca nawet w filmach z lektorem/napisami, staram się takich nie oglądać, ale co zrobię jak innej wersji nigdzie nie ma? – Dupa blada i śmiech podczas oglądania, oczywiście.
    Jeżeli oglądam weźmy taki film anglojęzyczny na kompie to, mimo że nie potrzebuję napisów to i tak je wyświetlam i zmieniam na bieżąco, żeby później wrzucić z poprawkami dla innych, którzy bez nich nie obejrzą nigdy filmu… Nie żebym miała jakoś specjalnie na uwadze ich wygodę, ale te tłumaczenia czasami potrafią wkurzyć…

  40. cmenn pisze:

    w tych serialach najlepsze jest to, ze one faktycznie maja jakas ciagnaca sie fabule, jezeli ktos oglada kilka sezonow po kolei to widzi co w trawie piszczy i kazdy szczegol jest dojebany.

    ps: pora na przygode wersja polska jest ocenzurowana i nawet sceny wycinaja bandyci.
    np tu: http://www.dailymotion.com/video/xsd8wi_308a-no-one-can-hear-you_shortfilms
    10:25 moment, w którym spychają go do wody jest w polskiej wersji całkowicie wycięty

    • tAtoBa pisze:

      „Wersja polska” jako taka ocenzurowana nie jest, ocenzurowany jest cały CN. Zapewne z powodu brytyjskiej koncesji od OFCOMu, bo z Jetixem były podobne problemy.

      Jak już coś na DVD wychodzi to z reguły w pełnej wersji.

  41. McKasprowicz pisze:

    Zgadzam się, więcej takich tekstów.

  42. Senthe pisze:

    Ej, to czemu ja do tej pory uważałam dubbing w Adventure Time za naprawdę niezły? Co prawda nie oglądam nałogowo dziesiątek kreskówek, więc się nie znam na tym nieoryginalnym feelu i tak dalej, no ale…

    • tania aborcja pisze:

      >Ej, to czemu ja do tej pory uważałam dubbing w Adventure Time za naprawdę niezły?

      No, skoro ustaliliśmy już, że dubbing AT obsysa, i wiemy także, że tobie dubbing AT się podoba, to wniosek jest prosty: widocznie lubisz, jak jest słabo i nieśmiesznie. Przykro mi.

  43. Rodez pisze:

    Tak samo jest w przypadku MLP:FiM
    Słuchając polskiego dubbingu czuję się jak by mi ktoś uszy gwałcił D:

  44. misiek pisze:

    Wcale mnie to nie obchodzi, ale czyta się przyjemnie. Poeta biblijny.. Święty Jan z Domaradzic, co wypisał koniec świata. Się znalazł.

  45. mrozu pisze:

    Jonasza, nie zeżarła ryba, tylko został wciągnięty z wdechem przez wieloryba. Widać, że nie czytasz Biblii, dembski. Swoją drogą podziwiam cię za te tęgie rozkminy. trochę dluższej lektury nigdy nie zaszkodzi. oby częściej! ;D

    • ślivek pisze:

      Lolz. przeczytaj sobie właśnie biblię. nie ma nic o wielorybie to jest jedynie interpretacja. wielka ryba to była i porwała w paszczę. Nawet do późnego XIX w. sądzono popularnie że wieloryby to ryby. tak się mówiło o prostu a co to zwykłego marynarza obchodzi czy on mleko ssie?

  46. Moser pisze:

    Racja Demie racja. Ostatnio oglądałem Regular Show na polskim CN. Dosłownie srać mi się zachciało na dubbing rigby’ego, który w angielskiej wersji (obejrzałem wszystkie sezony) dosłownie niszczył swoim głosem (dubbingiem). Advendure Time po polsku też ssie (chociaż nie bardziej niż RS). Ni to śmieszne ni zabawne. Ot Bajeczka o 13 latku z mieczem i magicznym psie. NIE O TAKO POLSKE WALCZYŁEM ;_; Wole jednak chleb pełnoziarnisty.

  47. bobolo pisze:

    Dem, dobrze mówisz o dubbingach, lektorach i innych formach „spalszczania” seriali, jest jednak kilka naprawdę dobrych polskich wersji niektórych amerykańskich perełek, jak np. wyżej wspomniany Ludwiczek, czy choćby Pingwiny z Madagaskaru, które przynajmniej wg mnie są lepsze z polskim dubbingiem, który jest po prostu genialny.

  48. Stryj pisze:

    Prawda

  49. Damian pisze:

    Myślę, że o wiele gorzej dubbingowane są gry, niż kreskówki, ale zgadzam się z tobą. Lepiej się ogląda z oryginalnym udźwiękowieniem.

    • Dem pisze:

      Gry jeszcze mogą się wymigiwać tym, że często nie ma jak poznać kontekstu i trzeba nagrywać w ciemno, zwłaszcza poza cut-scenkami. Ale prawda, że nie da się tego słuchać. Infamous przez dubbing wyłączyłem po 5 minutach.

Napisz komentarz