sty 2017 21

Dzięki uprzejmości Przemka z Weźże Krafta oraz Krystiana ze Świata Piwa, miałem okazję skosztować tego słynnego śledzia, na którego zapach tak wszyscy wymiotują w internecie. Do puszki tej delicji otrzymaliśmy także ogóreczki kiszone oraz gotowane ziemniaczki, więc wszystko odbyło się z zachowaniem pełnej kultury jedzenia tego pokarmu. Puszka została nawet otwarta na świeżym powietrzu, w wiadrze z wodą, by nie trysnęła nikomu na ubranie. Co jest bardzo istotne, bowiem aromat surstroming jest podobno na tyle silny, że jedna kropla w twoim samochodzie wystarczy, by nikt do niego więcej nie chciał wsiąść.

focia z wikipedii

Było nas na tyłach knajpy chyba dziesięcioro. Stałem nieco z tyłu, więc aromat dotarł do mnie późno, dopiero po wyciągnięciu puszki z wody i po jej pełnym otwarciu. Kiedy tylko jednak zapach docierał do następnej osoby, natychmiast wpływał na jej wyobraźnię. Każdy chciał opisać w jakiś sposób tę charakterystyczną woń. Padały określenia takie jak toaleta, cebulka czy kac kupa. Mi po pierwszym sztachu skojarzyło się z ciepłym pasztetem albo jakąś mielonką z puszki, ale po kolejnym te doznania pomnożyły się przez 100.

Wszyscy jednak byliśmy zgodni, że nie jest to nadal materiał na wymiotowanie. Obawiałem się, że to będzie smród rozkładającego się mięsa, który faktycznie potrafi wyzwolić we mnie taki odruch. A tu mimo wszystko moim zdaniem można ten aromat identyfikować jako zapach jedzenia. Można go porównać z zapachem kanalizacji lub rozwolnienia, ale też kojarzy się z niektórymi pokarmami – woń surówki z plastiku, puszkowego mięsa, octu czy gotowanej cebuli. Tylko intensywność pomnożona przez sto. Albo ci ludzie na youtubie bardzo się nastawili na wymiotowanie albo w ogóle nie byli przyzwyczajeni do kojarzenia podobnych aromatów z jedzeniem. Może kwestia innej kuchni. My ze Szwedami mamy pewnie trochę więcej wspólnego niż Amerykanie.

Zaczęło się kosztowanie produktu. Spróbowali chyba wszyscy, choć niektórym jeden kęs wystarczył. Ja swój pierwszy kawałek wyplułem, bo wziąłem go niechcący razem ze skórą. Następne porcje mięsa już sobie oddzielałem widelczykiem. Zjadłem kilka kęsów. Słone, śledziowe, lekko kwaśne, ale kiedy ten pokarm trafia w usta, znikają kanalizacyjne konotacje. Pachnie już i smakuje jak jedzenie.

Zwinąłem się do domu. Jadąc tramwajem miałem obawę, że może cuchnę tym, co jadłem na cały wagon. Ale jakiś czytelnik, który mnie zaczepił i z którym jechałem się nie krzywił, więc może jednak nie. Po dotarciu do domu godzinę później powąchałem palce, w których trzymałem widelczyk do śledzia. Zapach jakbym sobie tyłek ręką wycierał.

Dziś szczęśliwie nie ma już po nim śladu. Za to przyjrzałem się, co to właściwie tak cuchnie w tym surstrommingu. Smak soli był jasny – chodziło o to, żeby tak zakisić, by ryba nie gniła. Więc gnić nie gnije, ale za to fermentuje. W tym procesie powstaje siarkowodór (aromat zgniłych jaj) oraz kwasy: octowy, propionowy (podobny do octowego w zapachu) oraz kwas masłowy (zapach wymiocin niemowlęcia albo innej osoby bardzo lubiącej mleko). Wszystkie silne, charakterystyczne i trudne do usunięcia.

I jak teraz myślę o tym połączeniu zapachów, to brzmi to wyjątkowo obleśnie i na pewno gorzej niż pachnie faktycznie. Bez porównania ze zgniłym surowym kurczakiem w śmietniku, a takie opisy widziałem na jakichś forach. Nie bójcie się więc tak bardzo, to nie jest żaden absolutny kosmos. Ludzie to jedzą. Ja to jadłeym i mógłbym zjeść choćby teraz ponownie. Ale zachowajcie ostrożność i konsumujcie na zewnątrz.